Page 81 - Reflexsje Św. Józefie
P. 81

skomplikowanych,  śmierć.  Słusznie  więc  choroba  była  uważana  za  wysoce  zaraźliwą.  W
          sanatorium,  w  Lapa,  regularnie  umierała  jedna  osoba  tygodniowo;  50  lub  więcej  rocznie,
          spośród  200  leczonych  w  szpitalu.  Sanatorium  było  wypełnione  osobami  dorosłymi,  którzy
          mieli swoje pragnienia, plany i nadzieje i wszystkie zawaliły się w tym samym momencie, kiedy
          spadła na nich choroba. Sanatorium było miejscem życia, gdzie ludzie jak tylko zaczynali czuć
          się lepiej, zaczynali marzyć, że jak tylko wyjdą z sanatorium rozpoczną pracę i zaangażują się w
          sprawy, którymi obiecywali sobie zająć się na zewnątrz; kiedy jednak choroba brała górę- także
          kiedy stan towarzysza w chorobie się pogarszał, a tym bardziej z powodu tej samej słabości,
          ginęli-  depresja  powracała  z  siłą,  ze  swoimi  dręczącymi  zapytaniami    na  temat  sensu  życia,
          prawdziwymi  pytaniami  „ocalenia”.  Gruźlica  natchnęła  muzyków  i  literatów,  którzy  w
          centrum  ich  dzieł  umieścili  chorych-  stąd  Traviata  Verdiego  w  nawiązaniu  do  powieści  A.
          Dumas Dama kameliowa; stąd Bohema Pucciniego. Nawet środowisko chorych na gruźlicę w
          sanatorium  zostało  opisane  przez  chorych  poetów:  Manuel  Bandeira  [1886-1968],  poeta
          brazylijski w Autoportrecie: „Jestem bez rodziny, religii albo filozofii; Mam zaledwie niepokój
          duszy,  który  pochodzi  od  tego,  co  jest  nadprzyrodzone,  a  jeżeli  chodzi  o  zawód,  to  jestem
          zawodowym gruźlikiem”; nie inaczej chory włoski poeta, Guido Gozzano [ 1883-1916] w Panna
          Szczęście    czyli  Szczęście,  pisał:  „...Gdzież  pójdę?  Nie  wiem...  Jadę,  jadę,  aby  uniknąć  innej
          podróży...” właśnie w takiej sytuacji wydobywa się heroizm miłosierdzia o. Józefa Calvi- oblata
          misjonarza:  jego  przebywanie  w  sanatorium,  ze  zwykłego  powodu  leczenia  się  z  ciężkiej
          choroby, stało się dla niego „miejscem misji” w charakterze „chorego misjonarza pomiędzy chorymi
          na tę samą chorobę”, oddany w służbie Panu w osobie leczących się z nim i jak on chorymi.

          Nasz  współbrat,  młody  kapłan,  wszedł  raz  na  zawsze  do  sanatorium  w  wieku  35  lat  jako
          prawdziwe  narzędzie  Bożego  miłosierdzia,  przemienił  swoją  chorobę  w  nadzwyczajną
          sposobność.  W  sanatorium  realizował  posługę  duszpasterską  w  sposób  intensywny,
          heroiczny,  mino  że  choroba  bardzo  go  osłabiła  i  były  poważne  momenty  kryzysowe.  Był
          bratem,  przyjacielem,  kapłanem  dla  tych,
          którzy  z  nim  chorowali,  żywą  ekspresją
          Bożego miłosierdzia. Poświęcał się w każdym
          momencie,  szczególnie  najbardziej  chorym,
          będącym w agonii. Starał się prowadzić ludzi
          do Boga, do Jego miłosierdzia, do sakramentu
          pojednania.  Jego  postawa  polegała  na  tym,
          żeby być całkowicie bliźnim, być tam i dzielić
          życie i cierpienie swojego chorego brata.

          Coś podobnego przybliżało o. Józefa Calvi  do
          św. Damiana de Veuster [1840- 1889], który
          udał się do kolonii trędowatych, na północy
          wyspy Molokai, na Hawajach, aby prowadzić
          swoją misję aż do chwili odkrycia, że on sam
          stał  się  trędowatym,  ale  jednakowo  jeszcze
          przez  5  lat  kontynuował  swoją  akcję
          trędowatego  pośród  trędowatych,  aż  do
          śmierci, która nastąpiła w 1889 roku. Obaj są
                                                                                                         61

                                                                 Refleksje o Sw.              Józefie
   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86